sobota

sobota

jest sobota, mama prawie usidliła mnie w domu przez 'pył wulkaniczny'.. niedoczekanie.
jestem umówiony na dzisiaj z przyjaciółmi, bo jestem fajny. pójdziemy na kręgle i do dessy, poudajemy bogatych ludzi i będziemy się śmiać z nieśmiesznych rzeczy.

co do wczoraj, dzięki zielińskiej odkryłem moje nowe powołanie życiowe: odrestaurowanie letniego domu lubomirskich i zrobienie tam w chuj ultra mega zajebistej restauracji w stylu art déco. DZIĘKI.


koc w biało-czerwone kraty, wiklinowy kosz z sokiem pomarańczowym i trójkątnymi kanapkami w środku - piknik gotowy, el voila!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

masz fajne aspiracje, ja chciałem być księgowym.